
"lato jak bywa w Warszawie, młodym służyło łaskawie
on ją zabierał na łódki, a ona jego leczyła smutki"
nic nie poradzę, że mi ta piosenka chodzi po głowie gdy sobie myślę o tej sesji. Wiem że piosenka smutna i koniec ma tragiczny (mimo lodów malinowych) ale niektóre wersy tak mi pięknie pasują do tej pary, ich klimatu. Udawajmy więc że część wykreślamy, zatrzymując się na dwóch pierwszych zwrotkach i tą część radośnie sobie podśpiewujemy oglądając zdjęcia :)
Strasznie fajną parę zesłał los, zesłał nietypowo bo to ja wiele miesięcy temu trafiłam przypadkiem na ich bloga, gdzie z dalekich i egzotycznych podróży zamieszczali notki dla bliskich. Zostawiłam komentarz, Marianna odpisała dziwiąc się jak tam trafiłam ;) a po kilku miesiącach napisała już do mnie w konkretnym - ślubno zdjęciowym celu. Plener realizowaliśmy w miejscach które są ważne dla tej pary, jedno było szczególne - ta piękna aleja brzozowa. Cieszę się że je dzięki temu poznałam, już planuje piknik w tym miejscu. Dziękuję Wam drodzy M&M za to że mogłam dla Was zrobić te zdjęcia i trzymam kciuki za dalsze podróże.

















ps. czy Was tez dzisiaj burza obudziła w nocy? o drugiej gdy już nie mogłam dłużej udawać że śpię przy tym huku, wstałam zobaczyć co z moim kotem. Wiadomo przecież że zwierzaki boją się tego typu dźwięków, zajrzałam najpierw do łazienki, do szafy w przedpokoju a na koniec poszłam sprawdzić do kuchni. I to właśnie tam siedział Bazyl. Zamiast chować się w najbardziej ustronnych miejscach mieszkania siedział na parapecie z nosem przy szybie i obserwował rozbłyskujące raz po raz niebo. Fajnego mam kota - miłośnika piorunów :)